Jest taki nieśmieszny żart o matkach: dziesięć młodych matek zapytano o to, co robią w czasie wolnym. Osiem nie zrozumiało pytania, dwie zasnęły w trakcie udzielania odpowiedzi. Czy wraz z upływem czasu, mamy zaczynają rozumieć o co są pytane? Wydaje się, że tak, choć powiedzenie małe dzieci, mały kłopot, duże dzieci – duży kłopot wcale się nie dezaktualizuje. Dezaktualizuje się za to typowo polskie podejście do macierzyństwa, jako cierpiętniczego wyrzekania się siebie na rzecz dobrostanu potomstwa. Ileż to razy można usłyszeć, że „wszystkiemu winna matka”? W ubiegłym roku „Wysokie obcasy” przypomniały rozmowę z psychoterapeutką Olgą Kersten-Matwin sprzed kilku lat, w której ta postulowała: Pora uwolnić matki! To nie one są winne temu, że [… - tu wstaw co tylko masz ochotę]. Nie zawsze wszystkiemu winna matka, a najlepsza matka to matka wystarczająco dobra. Termin ten zawdzięczamy brytyjskiemu psychoanalitykowi Donaldowi Winnicottowi. Winnicott głosił, że matka nie musi być „idealnym rodzicem” - idealni rodzice nie istnieją! - lecz jedynie w sposób wystarczająco dobry spełniać swą matczyną funkcję. Uważał też, że matki najlepiej wiedzą czego potrzebują ich dzieci oraz w naturalny sposób się nimi zajmują.
Kiedy spoglądamy wstecz, zwykle okazuje się, że nasze zapracowane i zabiegane mamy były wystarczająco dobre, choć często trudno było im wyzwolić się ze stereotypu matki-Polki. Współczesne młode matki coraz umiejętniej odnajdują się w roli wystarczająco dobrych i nie rezygnują z dbania o siebie, bo wiedzą, że z pustego i Salomon nie naleje – żeby być oparciem dla innych, trzeba samej dysponować dużymi zasobami emocjonalnymi. W najlepszej sytuacji są chyba matki starszych nastoletnich córek. Pewnie sądziliście, że nastoletni bunt wyklucza jakiekolwiek porozumienie, tymczasem to właśnie młode kobiety, stają się dla swoich mam prawdziwymi światełkami w tunelu.
Młode kobiety, świadome swoich praw i mocnych stron, kultywują nurt zwany ciałopozytywnością. Zgodnie z nim podstawą naszego dobrostanu jest pozytywne wyobrażenie o własnym ciele i nieuleganie presji mediów w kwestii jego akceptacji bądź odrzucenia. Dziś to dorastające córki dbają o to, żeby ich mamy parzyły na siebie z miłością i akceptacją, a swoje ciała traktowały jako niezwykłe wehikuły, dzięki którym mogą wszystko – jeść i śpiewać, czuć dotyk córczynej czy synowskiej ręki, psiej sierści, miękkiej letniej sukienki, mogą tańczyć i niańczyć. Kanony piękna się zmieniają, ale nie ma żadnego powodu, żeby za nimi gonić: trzeba dobrze czuć się w swoim ciele.
Matki i córki mogą dziś korzystać zarówno z kosmetyków stosownych do wieku i potrzeb skóry każdej z nich, jak i z uniwersalnych kosmetyków, np. kul do kąpieli albo pudru do kąpieli, które sprawiają naprawdę wielką frajdę. Zmęczone i wysuszone matczyne dłonie na pewno doskonale poczują się otulone delikatnym filmem kremu na bazie masła shea – niezrównanego składnika pielęgnacyjnego o szerokim spektrum działania. Jeśli krem okaże się strzałem w dziesiątkę, w ramach prezentu na Dzień Matki możemy sprezentować naszej mamie Zestaw Prezentowy Silky milky hands, w którym obok kremu znajdzie glicerynowe mydełko oraz peeling. https://coolcoola.eu/produkt/silky-milky-hands/
Nawet najbardziej nowoczesna mama, dzierżąca w dłoni transparent i biorąca udział w demonstracjach w obronie klimatu nie jest w stanie spowolnić wpływu zanieczyszczonego środowiska na swoje ciało. Z wiekiem skóra każdego z nas traci sprężystość i odwadnia się. Obok masła shea, które doskonale radzi sobie w regenerowaniu skóry, mamom można polecić także masła do ciała z olejem kokosowym czy olejem arganowym. Butelki, w których zamknięto oba specyfiki wymagają ogrzania w gorącej wodzie – można więc z pielęgnacji uczynić wymagający nieco więcej czasu rytuał, który za każdym razem będzie stanowił czas tylko dla mamy. Wprawdzie im wyższa temperatura wody, tym mniej czasu potrzeba, by masło stało się gotowe do użycia, ale czy ktoś poza mamą musi o tym wiedzieć…?
Bo tak naprawdę wszystko sprowadza się do czasu. Najpierw mamy mają go dla nas tak dużo, że zupełnie zapominają o sobie i jeśli im w porę nie przypomnimy, że potrzebują też czasu wyłącznie dla siebie, nie przestaną się zaniedbywać. I nie chodzi tylko o kąpiele, kosmetyki, nawilżanie i natłuszczanie. Mamom trzeba przypominać regularnych badaniach i uprawianiu hobby. A także o nic-nierobieniu. Temu ostatniemu sprzyjają np. świece zapachowe, które równie dobrze sprawdzą się ustawione na wannie, jak na tarasie czy w sypialni. Zestresowanej mamie na pewno dobrze będzie służyć świeca o zapachu lawendy, która działa kojąco na układ nerwowy, pomaga w powrocie do równowagi emocjonalnej, wewnętrznie harmonizuje, przywraca siły. Jest także wsparciem w leczeniu depresji i sprzyja osiąganiu stanów głębokiej relaksacji, w znaczący sposób wpływając na poprawę jakości snu.