Postrzeganie barw jest efektem odbierania przez nasz mózg, oczywiście dzięki oczom, światła o określonej długości fali. W siatkówce oka umieszczone są właściwe komórki wzrokowe tzw. fotoreceptory, które składają się z około 6 mln czopków i 120 mln pręcików, dzięki którym rozróżniamy aż 160 kolorów i 600 000 odcieni. Ale ta ogromna liczba to jeszcze nie wszystkie barwy, jakie niesie ze sobą światło. Nasze oko postrzega barwy tylko w zakresie tzw. okna optycznego, czyli w przedziale długości fali elektromagnetycznej (czyli światła widzialnego) od ok. 380 nm (co odpowiada światłu o barwie fioletowej) do ok. 700 nm (co odpowiada światłu o barwie czerwonej). Podczerwień i ultrafiolet są dla nas niewidzialne, ale niektóre węże widzą w podczerwieni, a pszczoły i niektóre ptaki w ultrafiolecie.
Barwy nie tylko cieszą nasze oczy, nie tylko dają radość obcowania z estetycznymi niuansami, kiedy malujemy (obraz lub się) albo dobieramy elementy garderoby czy wystroju wnętrz, ale także mogą oddziaływać na nasze zdrowie i samopoczucie. Chromoterapia, czyli terapia kolorami, oraz fototerapia, czyli terapia światłem o różnej długości fali, a więc i o rozmaitych barwach to dwa rodzaje terapii, które wykorzystywane są już nie tylko w medycynie alternatywnej, ale także w medycynie tradycyjnej jako terapie uzupełniające.
Gdy światło i kolor są w stanie zrekompensować starty energii powstałe w organizmie
Jeśli myślicie, że terapia kolorami to jakiś nowomodny wymysł bez żadnych podstaw naukowych, jesteście w błędzie.
Po pierwsze, chromoterapia była znana już starożytnym Grekom i Egipcjanom, z jej dobrodziejstw korzystała też tradycyjna medycyna chińska i nawet jeśli ówcześni medycy nie posługiwali się jeszcze takimi terminami jak długość fali, fotoreceptory czy okno optyczne, to trzeba przyznać, że mieli doskonałą intuicję.
Po drugie, dowiedziono naukowo, że światło o określonej długości fali docierając do mózgu stymuluje działanie podwzgórza, przysadki mózgowej i szyszynki, co z kolei wpływa na działanie szlaków neurohormonalnych, zwłaszcza melatoniny i serotoniny, których poziom wpływa m.in. na nasz nastrój, apetyt i rytm okołodobowy.
Nie jest więc tak, że w terapii kolorami chodzi wyłącznie o porady typu: pomaluj ściany na zielono, bo to uspokaja. Choć trudno kłócić się z tym, że faktycznie są kolory, które dodają nam animuszu (czerwony), pozwalają zniknąć w tłumie (szary), czy koją zmysły (wspomniany zielony), według założeń chromoterapii chodzi o to, że barwne światło jest w stanie zrekompensować starty energii powstałe w organizmie człowieka i niwelować powodowane przez nie dolegliwości. I tak:
Leczenie światłem o określonej długości fali, a co za tym idzie, o określonej barwie to tylko jedna z metod chromoterapii. W zależności od naszych problemów zdrowotnych, dietetyk na pewno zaleci nam jedzenie pokarmów o określonej barwie, bo to m. in. kolor podpowiada jakie składniki odżywcze owe pokarmy zawierają. Jubiler podpowie nam jakie kamienie szlachetne są odpowiednie do naszego temperamentu i kondycji psychofizycznej. Stylistka zasugeruje nam garderobę w odpowiednich kolorach, a architekt wnętrz pomoże dobrać kolor ścian czy tekstyliów.
Nasz organizm także podpowiada nam jak poprawić sobie samopoczucie. Są dni, w które czujemy nieodpartą potrzebę obcowania z naturą (zieleń traw, błękit nieba i żółte światło słoneczne) albo kąpieli w soli o określonej barwie. Są dni, w które nie jesteśmy w stanie skompletować garderoby, bo żaden kolor nie wydaje się adekwatny i takie, gdy budzimy się pewni, że dziś tylko biały T-shirt i niebieskie dżinsy. Warto ulegać takim kolorystycznym zachciankom… A jeżeli jest akurat ten dzień, kiedy nie można się zdecydować na żaden konkretny kolor to nasze mydło w sześciu odcieniach będzie odpowiedzią 😉